Makaroniki z białą czekoladą
Komentarzy: 1
Chyba jedne z najbardziej uroczych ciasteczek świata. Ja wymyśliłam sobie, że moje będą dodatkowo obłożone perełkami. Efekt – aż szkoda je zjadać, chociaż w smaku też są cudne. Klasyczną makaronikową bezę przełożyłam mlecznym kremem z białą czekoladą, co okazało się idealnym pomysłem.
Starałam się robić zdjęcia w trakcie przygotowań. Może ułatwi to robotę tym, którzy makaroników jeszcze nie robili, jeszcze im nie wyszły albo po prostu szukają swojego idealnego przepisu. Ja tym razem wykorzystałam zasadę odpowiednich proporcji między białkiem, cukrem kryształem, cukrem pudrem i migdałami. Pozwala to uniknąć zbędnych przeliczeń i zastanawiania się nad tym, czy nasze białko należy do tych małych, czy może średnich. Makaroniki wyszły jak należy. Jest falbanka – jest sukces. :D
białka 2 jaj – ok. 24 godziny przed pieczeniem oddzielamy białka od żółtek. Żółtek nie potrzebujemy, za to białka zostawiamy w płaskiej miseczce w temperaturze pokojowej. To ważne! Dzięki temu część wody odparuje i nasza piana będzie stabilniejsza.
mąką migdałowa (drobno zmielone migdały) – 1,3 x masa białek
cukier kryształ – 0,8 x masa białek
cukier puder – 1,6 x masa białek
Krem:
2 łyżki masła
1/4 szklanki śmietanki kremówki 30 lub 36%
100 g białej czekolady
3/4 szklanki mleka w proszku
Mąkę migdałową przesiewamy aby oddzielić największe cząstki. Miałam z tym trochę problemów, bo najdrobniejsza mąka migdałowa jaką znalazłam w dalszym ciągu nie była idealna. Jeśli macie dobry blender, możecie samemu rozdrobnić łuskane migdały do odpowiedniej konsystencji. Mój niestety błyskawicznie robi z nich tłuste, wilgotne okruchy.
Migdały mieszamy z przesianym cukrem pudrem i odstawiamy na bok.
Zaczynamy ubijać białka. Najlepiej robić to w metalowej, schłodzonej misce, więc jeśli taką macie, to jej właśnie użyjcie. Ubijamy do momentu, kiedy białka zaczną się robić białe i pieniste.
Do białek zaczynamy stopniowo dodawać cukier kryształ. Ciągle ubijamy, aż do momentu, kiedy piana będzie gęsta, lśniąca i będzie w niej zostawał ślad po nacięciu nożem.
Wtedy dosypujemy do nich delikatnie połowę mieszanki migdałów. Szpatułką pianą spod spodu na wierzch. W żadnym wypadku nie mieszamy tak, jak to zazwyczaj się robi!
Powtarzamy ruch zgarniający kilkanaście razy i dosypujemy resztę suchych składników. Ponownie łączymy składniki szpatułą, aż piana zacznie się robić lejąca.
To jest kluczowy moment. Jeśli będziemy mieszać za krótko – masa będzie zbyt sztywna i makaroniki nie będą miały odpowiednich kształtów. Z kolei jeśli będziemy ją mieszać za długo, masa będzie zbyt rzadka i będzie nam się rozlewać na blaszce. Po każdym ruchu szpatuły przyjrzyjmy się więc naszej masie. Możemy spuścić odrobinę masy na kawałek papieru do pieczenia. Jeśli leciutko rozleje się do kształtu koła, nie pozostawiając “górki” – jest ok. Różnie określa się, jak powinna wyglądać gotowa masa – moim zdaniem powinna mieć konsystencję rzadkiego budyniu.
Żeby pokazać Wam różnicę między masą mieszaną za krótko, a odpowiednią, dwa pierwsze makaroniki wycisnęłam specjalnie nieco za wcześnie. Widzicie na nich “górkę” – nie rozlały się gładko.
Gotową masę nakładamy do rękawa cukierniczego z okrągłą końcówką (lub bez końcówki, z uciętym rogiem). Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia lub matą silikonową wyciskamy małe, okrągłe porcje ciasta. Ja pod papier do pieczenia włożyłam wydrukowany szablon (znajdziecie łatwo wpisując w google “macarons template”), a po zakończeniu wyciskania delikatnie go wyjęłam.
Stukamy lekko blachą o blat, żeby masa się wyrównała i odstawiamy blachę w bezpieczne miejsce na minimum 30, a maks. 120 minut. Makaroniki powinny podeschnąć i nie przed pieczeniem ich wierzch powinien nie brudzić palca.
Makaroniki pieczemy w temperaturze 150 stopni przez około 14-16 minut. Powinny lekko ściemnieć, urosnąć (to tzw. falbanka lub stópka, która rośnie w ok. 5-6 minucie pieczenia) i mieć suchy spód. W połowie pieczenia dobrze jest obrócić blachę o 90 stopni.
Gotowe makaroniki wyjmujemy z piekarnika i zostawiamy do ostygnięcia na 2-3 minuty. Następnie delikatnie oddzielamy je od papieru (można pomóc sobie cienkim nożem) i zostawiamy do całkowitego ostygnięcia.
W tym czasie masło rozpuszczamy razem z czekoladą i śmietanką w garnuszku, często mieszając. Kiedy powstanie jednolita masa, czekamy kilka minut, aż trochę przestygnie, a następnie dodajemy do niej przesiane mleko w proszku i intensywnie mieszamy lub miksujemy. Zostawiamy masę do lekkiego zgęstnienia. Następnie nakładamy ją do rękawa cukierniczego i wyciskamy na połowę z ostudzonych ciasteczek. Nakrywamy drugimi połowami i leciutko dociskamy. Ewentualny nadmiar kremu zgarniamy z boków nożem. Boki obkładamy perełkami.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Każdy komentarz jest dla mnie informacją, że ktoś docenia czas, który poświęcam na tworzenie tej strony. Dziękuję. <3 A, no i na każde pytanie staram się odpowiedzieć najszybciej, jak mogę. :)
-
Jestem zachwycona przepisami a te torty to po prostu bajka! :-)