Chocolate candy cupcakes (z batonikami)
Komentarzy: 16
Niezgodne z wszelkim standardami, których mnie uczą – czekoladowe, z nadzieniem, z kremem i jeszcze z batonikami. Bomba cukrowa. Ale to za to jaka <3
Miałam ogromny problem z wyborem pierwszych babeczek z cudownej książki, której tytuł mówi sam za siebie
“The Big Book of Cupcakes”. Mam słabość do tych zagranicznych publikacji – pięknie wydane, ładne zdjęcie do każdego ze 175 przepisów, z których trudno wybrać kilka najlepszych… Babeczki z Oreo i kremem niczym z whoopie pies? Czy może z solonym karmelem? Albo właśnie z batonikami i serowym nadzieniem? Czy może jednak czekoladowe z toffi i kokosem? W każdym razie w najbliższej przyszłości spodziewajcie się zwiększonej ilości babeczek. :) A książkę – jeśli znacie kogoś, kto ma wobec takich rzeczy podobne odczucia jak ja – polecam na prezent. Mi sprawił duuuużo, dużo radości. :)
1 1/2 szklanki mąki
1/3 szklanki kakao
1 szklanka cukru
1 szklanka maślanki
1/3 szklanki oleju
1 płaska łyżeczka sody
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
szczypta soli
Nadzienie:
180 g zmielonego twarogu lub serka kremowego
2 łyżki cukru pudru
3 posiekane drobno Marsy lub inne batoniki
1 jajo
Krem:
65 g masła
1/3 szklanki brązowego cukru
1 1/2 – 2 szklanki cukru pudru
3 łyżki mleka
2 posiekane Marsy lub inne batoniki
Mąkę mieszamy z kakao, solą, soda i cukrem. Dodajemy maślankę, wanilię i olej, po czym miksujemy ok. 2 minuty do uzyskania gładkiego ciasta. Nakładamy je do papilotek do wysokości 2/3 foremki. Na ciasto wykładamy też po łyżeczce masy serowej.
Babeczki pieczemy w 180 stopniach około 20-25 minut. Studzimy je w uchylonym piekarniku. Masa serowa trochę opadnie.
Masło roztapiamy razem z brązowym cukrem. Doprowadzamy do zagotowania i trzymamy na gazie ok. 2 minuty. Studzimy i dodajemy mleko. Dosypujemy stopniowo cukier puder i ucieramy do uzyskania gęstego lukru. Żeby ładniej gęstniał, możemy go wstawić na pół godziny do lodówki. Kremem smarujemy babeczki – raczej cienko, bo jest typowo amerykańsko słodki. :)
Na koniec pozostaje nam ozdobić cupcake’i pokrojonymi batonikami.
Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad. Każdy komentarz jest dla mnie informacją, że ktoś docenia czas, który poświęcam na tworzenie tej strony. Dziękuję. <3 A, no i na każde pytanie staram się odpowiedzieć najszybciej, jak mogę. :)
-
Hej! Jak po angielsku jest maślanka? :> Przepis już niedługo zagości w… żołądku :)
-
Przeglądałam tę książkę w ‘jedzeniowej’ sekcji mojej ulubionej księgarni w Chicago. Wpisałam nawet na wish listę i chyba muszę sobie to życzenie sprezentować, bo babeczki (albo mini-babeczki) to coś, co ja wręcz kocham :)
-
uKRADBŁABYM JEDNĄ ;D
-
Co tam bomba kaloryczna, dla takiego smaku na pewno warto zgrzeszyć ;)
-
Omnomnom :))
-
[…] no, wielkiego Oreo. Babeczki czekoladowe, ponownie z mojej kochanej książki (polubiłam się z tym przepisem!), za to reszta już według własnej inwencji – do środka twarożek z pokruszonymi […]
-
zrobilam je,ale niestety podczas pieczenie powylewały mi sie poza foremki:( co zrobic by tak sie nie dzialo?
P.S. babczki sa strasznie slodkie!! ;) -
a czy twarożek z nadzienia można zastąpić mascarpone? czy jednak do zapiekania się nie nadaje? :)
-
dziękuję za tak szybką odpowiedź :) a po drodze nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie – co myślisz, Wróżko, o zrobieniu z tych składników cupcake’owego ciasta? osoba, którą chcę tak słodko uszczęśliwić za babeczkami nie przepada (też nie rozumiem, no ale trudno ;)), ale marsy lubi bardzo i podejrzewam, że ciasto byłoby trafione. tylko na jaką blaszkę, i czy wszystko zostawić jak jest… polegam bardzo na wróżkowej opinii, więc jeśli odradzisz, to zostanę przy cupcake’ach :)
-
no to upiekłam :) ostatecznie zrobiłam cztery babeczki i ciasto w niewielkiej, sercowej formie – akurat wystarczyło :) nie wzięłam tylko pod uwagę czasu pieczenia, olśniło mnie dopiero w trakcie studzenia, że ciasto zapewne potrzebuje dłuższego pobytu w piekarniku, dołożyłam więc około 20 minut. może ciut za dużo, bo przy brzegach wyszło dopieczone aż za bardzo (same babeczki wyszły idealnie natomiast), ale za to już parę centymetrów dalej zaczyna się niebo, i ciągnie aż do środka :D mokre ciasto w połączeniu z delikatnym mascarponowym nadzieniem, i oczywiście masą na wierzchu. jednak nie podwajałam porcji, i nie zabrakło :) nawet marsa zużyłam jednego mniej, i tylko trochę ponad szklankę pudru do lukru – i tak jest bardzo słodko, ale w bardzo przyjemny sposób ;) tortu się nie podjęłam, byłam zbyt ograniczona czasowo, ale i tak wyszło pięknie, a obdarowany (w imieniu kilkumiesięcznej córy) tata był zadowolony :D przepraszam za rozpisywanie się i dziękuję za kolejną inspirację. i wszystkie wskazówki :)